Gdy spokojnej kolonii na skraju galaktyki zagrażają potężne armie, największą nadzieją na przetrwanie mieszkańców staje się tajemnicza nieznajoma.
Gdy spokojnej kolonii na skraju galaktyki zagrażają potężne armie, największą nadzieją na przetrwanie mieszkańców staje się tajemnicza nieznajoma.
daje radę, porównanie do DIUNY to żart ale ogląda się z przyjemnością, scenografia i klimat są..co ostatnio już zanika:)
Porównanie RM do DIUNY uważam za trafniejsze niż do Gwiezdnych Wojen, choć oba filmy są osadzone w podobnym uniwersum. W obu przypadkach mamy dyspotycznego imperatora czy też regenta i walczącą z nim rebelię. Pamiętaj, że film DIUNA choć świetny to jest to jedynie zeakranizowana po raz kolejny powieść i twórcy filmu mając gotową historię i gotowy scenariusz, odgrzali jedynie starego, 90-letniego kotleta. Natomiast Rebel Moon to kompletnie nowa historia stworzona od podstaw przez Zacka Snydera, co według mnie zasługuje na szacunek. Obecnie wszyscy producenci filmowi lecą na gotowcach, a już o Netflixie nawet nie wspomnę.. Więc coś tak nowego, coś oryginalnego i wyjątkowego, jest miłym zaskoczeniem i świeżym powiewem w zatęchłej, komercyjnej sali kinowej.
Film jest niezły przypomina mi 7 samurajów lub western 7 wspaniałych w wersji Sci-fi
Jak na amerykańsko europejską produkcję, to jestem pozytywnie zaskoczony.
Nie wiem, czy w ogóle istnieje węgierskie kino. Kino szwedzkie, jest zwykle nudne, jak telenowele brazylijskie i pozbawione efektów specjalnych.
Tu mnie zaskoczyły efekty. Scenariusz może nie powala, jakby sfabularyzowana gra, a admirał, wypisz wymaluj, aryjski nazista. Ale muszę przyznać, że film całkiem na poziomie i czekam na drugą część.
Szczególnie jestem ciekawy wątku z zabitą księżniczką i jej mocami. Może się okaże, że to ta wieśniaczka, co ją chcieli zgwałcić? No i wreszcie od lat pierwszy film wolny od ideologii gender.
Dobry film, coś jak Diuna, ale nieco lepszy
Całkiem niezły. Ocena 6,5/10